Przyjechaliśmy o 2 w nocy. Obowiązkowy obiazd po mieście i wizyta u Barego. Ogrody porosły dominuje koper, kilka ogórków i pomidorków. Trawa przystrzyzona, to lubię. Gliglus nadal chory. Dla jednego zdjęcia wieźlismy go by zjadł piasku, opil się wodą osoloną nad morzem. Ostatniego dnia było jeżdżenie i szukanie weterynarza. Gospodarze dopytywali się jak ma się. Nadal dziś popiskuje, kupa była, trochę głodówki, leki i wizyta kontrolna.
Odnośnie powrotów to tylko do wysprzątanego domostwa, pachnącej pościeli. Nie tym razem, jesteśmy w trakcie remontu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz